Gdy ją spotkałem – od razu poleciałem,
Bo taką kobietę zawsze kochać chciałem.
By miała czułe dłonie i zgrabny biust,
Gotów byłem pić sok prosto z jej ust.
Wiatr rozwiewał włosy spadające na ramiona,
Znanym gestem wołałem ją – jakby rodzoną.
W szmaragdowych oczach utonąłem znów –
Jakby mi ktoś przywrócił młodości duch.
Jednym ruchem ręki objąłem ją całą,
Jakbym w baśni słodkiej swój udział brał.
Dłonie powoli zsunęły się na biodra,
I wziąłem ją delikatnie – jak skarb z ogrodu.
Pod stopami ziemia nagle zniknęła,
Bo te uczucia całość mnie ogarnęły.
Zanurzę się w miłość – bez strachu, bez dna,
Bo kiedy jesteś – nie potrzeba mi dnia.
A w niebie tylko klucz żurawi znika –
Kto powiedział, że miłość raz tylko dotyka?
Wiosenne słońce znów wesoło świeci,
A miłość znowu patrzy mi prosto w oczy dziecię.