Ñàéò ïîå糿, â³ðø³, ïîçäîðîâëåííÿ ó â³ðøàõ ::

logo

UA  |  FR  |  RU

Ðîæåâèé ñàéò ñó÷àñíî¿ ïîå糿

Á³áë³îòåêà
Óêðà¿íè
| Ïîåòè
Êë. Ïîå糿
| ²íø³ ïîåò.
ñàéòè, êàíàëè
| ÑËÎÂÍÈÊÈ ÏÎÅÒÀÌ| Ñàéòè â÷èòåëÿì| ÄÎ ÂÓÑ ñèíîí³ìè| Îãîëîøåííÿ| ˳òåðàòóðí³ ïðå쳿| Ñï³ëêóâàííÿ| Êîíòàêòè
Êë. Ïîå糿

 x
>> ÂÕ²Ä ÄÎ ÊËÓÁÓ <<


e-mail
ïàðîëü
çàáóëè ïàðîëü?
< ðåºñòðaö³ÿ >
Çàðàç íà ñàéò³ - 1
Íåìຠí³êîãî ;(...
Ïîøóê

Ïåðåâ³ðêà ðîçì³ðó




Bruno Jasieński

Ïðî÷èòàíèé : 126


Òâîð÷³ñòü | Á³îãðàô³ÿ | Êðèòèêà

Do futurystów


Już  nas  znudzili  Platon  i  Plotyn,
i  Czarlie  Chaplin,  i  czary  czapel  –  
rytmicznym  szczękiem  wszystkich  gilotyn
piszę  ten  apel.
 
Dziwy  po  mieście  skaczą  już  pierwsze,
zza  kraty  parków  rzeźby  wyłażą,
kobiety  w  łóżkach  skandują  wiersze
i  chodzą  z  niebieską  twarzą.
Po  cztery  głowy  ma  każdy  z  nas.
Przestrach  nad  miastem  zawisnął  niemy.
Poezja
z  rur  się  wydziela
jak;  gaz.
 
Wszyscy  zginiemy.
Dzień  się  nad  nami  zatrzymał  złoty
i  pola  nasze  pobił  grad,
jakby  wytoczyła  przeciw  nam  kulomioty
Niebieska  Republika  Rad.
Krzyczały  w  gazetach  telefony  i  Paty,
że  w  zimie  nie  starczy  nam  chleba  –  
Nikt  z  nas  nie  dożyje  do  zimy.
Przyszedł  czas  ostatniej  krucjaty.
Tłumie,
coś  mnie  okrążył  i  chciał  bić  laskami,
czemuż  stoimy.
Niech  poeci  idą  do  nieba.
Jestem  z  wami.
Nie  będzie  więcej  żaden,
któremu  do  ust  swój  dzban  dasz,
pieścić  nam  oczu  jadem
gęstym  jak  bandaż.
 
Przyjacielu  Anatolu,
połóż,  połóż  tu  się
i  gdy  ci  spadnie  na  czaszkę  mój  młotek
i  szczury  się  na  nią  wgramolą,
nie  krzycz  z  teatralnym  gestem:
"I  ty,  Brutusie".
To  ja  jestem.
I  wyciągnę  ci  z  głowy,
jak  magik,
domy,
okręty,
księżyce
i  dragi,
kobietę  z  dzieckiem,
flagi  wszystkich  nacji,
bezcenne  słowa  po  dolarze  karat.
Dzisiaj  sprzedaję  hurtem
z  licytacji
cały  aparat.
Próżno  się  wdzięczy  chmurek  rokoko,
na  plafon  nieba  rzucone  bazie.
Nikogo  więcej  księżyc  -  gonokok
tęsknotą  nocy  nie  zarazi.
Znów  będzie  wiosna  raz  tylko  na  rok
i  jedno  słońce  w  niebo  się  wkrości.
Jak  tynk
obleci  ze  świata
barok
poetyczności.
Nie  będzie  kobiet  brzuch
jak  dynamo
milionem  wolt  im  w  głębinie  wrząca
będą  po  prostu  drżały,
gdy  nam
o
ciała  ich  miękkie
pluśnie  żądza.
Znów  będzie  ogród,
jak  ogród
i  róż  chwiejące  się  metry.
Świat  rozprostuje  się  nagle  na  powrót
w  nowej,  słonecznej  geometrii.
Znikną,
jak  wrzody,
które  ktoś  przegniótł,
sznury  tych,
miejsca  nie  było  przed  kim  –  
z  wiaderkiem  w  ręku
każdy  przedmiot
pooklejali  w  etykietki.
 
O  zamknij  oczu  swoich  semafor.
Snów  yokohamy  kąpią  się  w  kwiatach.
Idziemy
wydrzeć  z  lawy  metafor
twarz
rysującą  się
Świata.
 


Íîâ³ òâîðè