Ñàéò ïîå糿, â³ðø³, ïîçäîðîâëåííÿ ó â³ðøàõ ::

logo

UA  |  FR  |  RU

Ðîæåâèé ñàéò ñó÷àñíî¿ ïîå糿

Á³áë³îòåêà
Óêðà¿íè
| Ïîåòè
Êë. Ïîå糿
| ²íø³ ïîåò.
ñàéòè, êàíàëè
| ÑËÎÂÍÈÊÈ ÏÎÅÒÀÌ| Ñàéòè â÷èòåëÿì| ÄÎ ÂÓÑ ñèíîí³ìè| Îãîëîøåííÿ| ˳òåðàòóðí³ ïðå쳿| Ñï³ëêóâàííÿ| Êîíòàêòè
Êë. Ïîå糿

 x
>> ÂÕ²Ä ÄÎ ÊËÓÁÓ <<


e-mail
ïàðîëü
çàáóëè ïàðîëü?
< ðåºñòðaö³ÿ >
Çàðàç íà ñàéò³ - 2
Ïîøóê

Ïåðåâ³ðêà ðîçì³ðó




Stanisław Baliński

Ïðî÷èòàíèé : 135


Òâîð÷³ñòü | Á³îãðàô³ÿ | Êðèòèêà

Godzina nocy

Każda  godzina  nocy  ma  inne  oblicze.

Szósta  wieczór,  na  przykład,  gdy  się  wolno  zmierzcha
Jest  godzina  przeszłości,  do  której  myśl  pierzcha
Odnajdując  w  różowym  młodości  koralu
Jakieś  dnie  bez  goryczy  i  smutki  bez  żalu.  

Godzina  ósma  wieczór  jest  zupełnie  inna
I  najdźwięczniej  wybija  w  stołowym  pokoju,  
Gdzie  schodzi  się  domowa  gromadka  rodzinna,  
Żeby  w  cieniu  herbaty  pogadać  w  spokoju.  

Odwróćmy  od  niej  głowę,  przysłoniętą  mgłami.  
Ta  godzina  jest  dzisiaj  nie  dla  nas,  nie  z  nami.  

Potem  idzie  dziewiąta,  początek  wieczora.  
Jesteś  sam.  Drzwi  zamknięte.  Nocnej  pracy  pora.  
Lampa,  ksiażka  i  ćwiartka  papieru  przed  tobą  -
Są  przyjaznego  biurka  jedyną  ozdobą.  
Nie  słyszysz  kropel  deszczu,  ani  głosów  miasta,  
Tylko  cichy  szmer  pióra,  co  wiernie  szeleści,  
Nie  słyszysz,  jak  przypływa  z  wolna  jedenasta,  
Godzina  lamp  i  świateł,  godzina  śródmieścia.  
Między  ostatnim  –  w  modnym  teatrze    –  oklaskiem
A  pierwszym  powitaniem  gości  przez  kelnera
Ulice  dźwięczą  gwarem  i  musują  blaskiem.  –  
Lecz  godzina  to  krótka  i  prędko  zamiera.  

Dwunasta  była  kiedyś  porą  złego  ducha,  
Zrodziła  ją  noc  dziadów  i  noc  świętojańska.  
Dziś  mija  bez  znaczenia,  dziś  nikt  jej  nie  słucha,  
To  po  prostu  zwyczajna  godzina  mieszczańska,  
Gdy  szczęśliwe  małżeństwa  w  pościeli  dosytu
Naciągają  pierzynę,  żeby  spać  do  świtu.  

Druga  w  nocy  wydzwania  wolno  w  oddaleniu
Dla  tych  wszystkich,  co  jeszcze  pracują  w  skupieniu.  
Dobrze  jest  wtedy  w  oknie  odetchnąć  szeroko
Powietrzem,  które  płuca  nasyca  głęboko.  
I  poczuć  moc  twórczości,  która  właśnie  z  ziemi
Unosi  się  ku  gwiazdom  i  jest  między  niemi.  

To  jest  godzina  szczęścia.  O,  daleki  bracie,  
Który  ją  znasz,  wiesz  dobrze,  jak  się  za  nią  płaci.  

Potem  noc  zwalnia  biegu,  skręca  boczną  drogą,  
Zbliżają  się  godziny  tych,  co  spać  nie  mogą,  
Tych,  co  leżą  w  pościeli,  a  pościel  nie  chłodzi,  
Którzy  łaski  snu  pragną,  a  sen  nie  przychodzi.  
Czasami  szpara  światła  w  drzwiach  od  korytarza
Jakieś  złudzenie  nocy  przespanej  im  stwarza.  
"Może  świt    –  myślą  wtedy  –  może  sen  już  zleciał."  
Lecz  światło  nagle  znika.  I  wybija  trzecia.  

Wtedy  wychudłe  ręce  szukają  w  ciemności
Drugiego  już  tej  nocy  proszka  weronalu,  
Który  zakończy  wreszcie  pustkę  bez  litości  
I    –  znękanych  –  nasyci  esencją  opalu.  
Ale  sen,  który  idzie,  ma  lodowe  usta  
I  spojrzenie  zimniejsze  od  spojrzenia  Prousta.  
Gdy  mu  z  ręki  ostatnia  wypadała  karta
Utraconego  Czasu...  Wtedy  bije  czwarta.  

Godzina  szósta  rano  nie  należy  do  nas,  
Nie  należy  do  nocy.  –  Jest  dla  niej  stracona.  
Cóż  o  niej  tutaj  mówić?  Chyba  to,  że  wianek
Wczesnego  dnia  na  niebie  wyłania  z  ukrycia
I  budzi  dzieci,  które  przeczuwając  ranek,  
Przez  sen  się  uśmiechają  z  ufnością  do  życia.  

A  życie,  wschodząc  właśnie,  jak  gdyby  w  podzięce,  
Wyciąga  do  nich  czule  sprawiedliwe  ręce.


Íîâ³ òâîðè