Ñàéò ïîå糿, â³ðø³, ïîçäîðîâëåííÿ ó â³ðøàõ ::

logo

UA  |  FR  |  RU

Ðîæåâèé ñàéò ñó÷àñíî¿ ïîå糿

Á³áë³îòåêà
Óêðà¿íè
| Ïîåòè
Êë. Ïîå糿
| ²íø³ ïîåò.
ñàéòè, êàíàëè
| ÑËÎÂÍÈÊÈ ÏÎÅÒÀÌ| Ñàéòè â÷èòåëÿì| ÄÎ ÂÓÑ ñèíîí³ìè| Îãîëîøåííÿ| ˳òåðàòóðí³ ïðå쳿| Ñï³ëêóâàííÿ| Êîíòàêòè
Êë. Ïîå糿

 x
>> ÂÕ²Ä ÄÎ ÊËÓÁÓ <<


e-mail
ïàðîëü
çàáóëè ïàðîëü?
< ðåºñòðaö³ÿ >
Çàðàç íà ñàéò³ - 5
Ïîøóê

Ïåðåâ³ðêà ðîçì³ðó




Szymon Szymonowic

Ïðî÷èòàíèé : 152


Òâîð÷³ñòü | Á³îãðàô³ÿ | Êðèòèêà

Sielanka szesnasta

Orfeus


Menalkas  i  Licydas

Menalkas
Nie  zawżdy,  o  Licyda,  nie  zawżdy  do  gałek!
Pod  czas  też  nie  zawadzi  spróbować  piszczałek.
Piszczałka  pasterzowi  zawsze  przyzwoita,
Ale  kto  się  za  młodu  leda  czego  chwyta,
I  na  starość  nie  bywa,  jedno  leda  jakim:
I  my  się  tego  strzeżmy  sposobem  wszelakim.
Ociec  mój  tak  powiadał:  „Od  gałek  do  birek,
Od  bierek  do  pisanych;  a  z  małych  kostyrek
Potym  się  wychowają  wielcy  kostyrowie:
Tarnek  się  z  młodu  ostrzy,  dawne  jest  przysłowie”.
Licydas
Wiesz  ty,  Menalka,  że  cię  jak  brata  miłuję,
Wszakże  wiedz,  że  cię  o  to  nie  jeden  strofuje:
I  wczora  mi  się  o  cię  za  włosy  dostało.
Tu  pod  lipą  kilka  nas  pospołu  siedziało,
A  tyś  grał  na  fujarze,  że  cię  słychać  było,
Wtym  bydło  się  ku  tobie  jakoś  obróciło.
Rzecze  jeden:  „Nowy  się  Orfeus  narodził,
Będzie  za  sobą  bydło  i  niemy  zwierz  wodził.
Patrzcie,  jako  te  krowy  nadstawiają  ucha,
Koniecznie  tej  fujary  każda  pilno  słucha”.
Wszyscy  się  uśmiechnęli,  a  mnie  gniew  rozpalił.
Odpowiem:  ,,Nazbyteś  tę  muzykę  przechwalił.
A  wiem  ja,  że  Menalka  przed  tobą  nie  zjada,
Ba,  i  tu  miedzy  nami  niewiele  posiada”.
„Tym  gorzej  -  rzecze  drugi  -  dobrze  by  się  zgadzać,
A  na  te  się  wysokie  dumy  nie  przesadzać.
Onegda,  gdyśmy  grali  kręgle  przy  ostrowie,
Minął  nas,  jakoby  rzekł:  «Wszyscyście  błaznowie».
Ale  mu  te  rozumki  kiedyś  pomieszamy,
A,  ma-li  twarde  włosy  w  głowie,  wymacamy”.
„Wżdy  go  bić  nie  będziecie:  musi  sam  być  przy  tym,
Kto  chce  bić,  a  kto  bije,  bywa  też  ubitym”.
Porwą  się  zatym  do  mnie  i  jeszcze  czupryna
Czuje  moja,  jako  mię  ćciła  ta  drużyna.
Menalkas
Wiem  ja  to,  że  niewiele  mam  u  nich  przyjaźni,
Ale  i  pies  nie  kąsa,  gdy  go  kto  nie  drażni.
I  ty  się  o  mię  nie  swarz:  niechaj  oni  swymi
Obyczajmi  się  rządzą,  ja  będę  moimi.
Kres  ukaże,  kto  dobrą  drogą  bieg  prowadzi:
Kto  sobie  źle  pościele  z  razu,  sam  się  zdradzi.
Przeciwić  się  każdemu,  nie  zstałoby  człeka.
Kto  niełaskaw,  lepiej  go  ominąć  z  daleka.
A  ty  sobie  bierz  przykład,  jako  się  źle  bracić
Ze  złymi,  gdyś  to  musiał  włosami  zapłacić.
Zawsze  musi  szkodować,  kto  się  ze  złym  sprzęże;
Lepiej  wniść  miedzy  wilki,  lepiej  miedzy  węże.
I  lub  się  oni  z  mego  grania  pośmiewali,
Bodaj  mię  raczej  grubi  osłowie  słuchali,
Niżby  się  miał  ocierać  mój  głos  o  ich  uszy,
Rychlej  się  twarda  skała,  rychlej  kamień  ruszy
Niżli  serce  zawisne,  bo  te  wszystkie  złości
Przeciwko  spokojnemu  pochodzą  z  zazdrości.
Mniemasz,  że  w  staroświeckich  piosneczkach  bajano,
Kiedy  o  Orfeowej  muzyce  śpiewano,
Że  lasy,  że  zwierz  dziki  szedł  za  jego  graniem?
Nic  to  zgoła  inszego  nie  było,  mym  zdaniem,
Jedno,  że  był  w  kraju  swym  śpiewak  umiejętny,
A  ten  gmin  pospolity  miał  sobie  niechętny,
I  nie  chcąc  miedzy  ludźmi  mieszkać  przeciwnymi,
Wolał  wiek  trawić  miedzy  puszczami  głuchymi.
Cnota  się  nie  utai.  Niech,  w  jakie  chce,  cienie
Tuli  się,  przedsię  jasno  świecą  jej  promienie.
Wywrze  człeka  potrzeba,  a  co  w  kącie  siedział,
Poda  go  sławie  i  świat  będzie  o  mm  wiedział.
Ani  się  tam  zdarzyło  w  kącie  Orfeowi
Długo  ukryć,  bo  iż  był  przyszedł  Chironowi
Do  znajomości,  który  także  przemieszkiwał
W  pustych  lesiech,  a  z  bogi  mowy  częste  miewał,
I  rad  jego  przemożni  królowie  słuchali,
I  syny  swe  pod  jego  ćwiczenie  dawali.
W  ten  czas  Jazon  do  Kolchów  młódź  grecką  prowadził,
Temu  Chiron  przy  inszych  namowach  to  radził,
Aby  Orfea  z  sobą  wziął  do  towarzystwa.
„,Z  rozumem  (prawi),  synu,  dokazuj  rycerstwa.
Z  rozumem  mocna  władza.  To  jest  wojska  zdrowie
Najwiętsze,  gdy  ma  hetman  radę  dobrą  w  głowie.
Ale  iż  Bóg  nie  wszystko  jednemu  otwiera,
Jako  pczoła  z  różnych  ziół  słodkie  miody  zbiera,
Tak  wodzowi  potrzeba  i  dowcipem  władać
Swym  własnym,  i  mieć  przy  tym  kogo  się  dokładać.
Na  co  ja  tobie  podam  człeka  wybornego
I  zgoła-ć  radzę,  abyś  nie  jeździł  bez  niego.
Lubo  w  pałacach  królów  bogatych  nie  żyje,
Lubo  się  w  gęstych  lesiech  i  pustyniach  kryje,
Ty  go  przedsię  wyszukaj  i  gładkimi  słowy
Ubłagaj,  aby  z  tobą  był  w  drogę  gotowy”.
Usłuchał  Jazon  starca  i  wprzód  koło  tego
Pilno  chodził,  aby  był  Orfeus  u  niego.
Jakoż  się  nie  omylił  na  jego  dzielności,
Bo  przezeń  wszystkie  w  wojsku  spokoił  trudności,
Przezeń  rzeczy  dopinał,  przezeń  złe  niezgody
Uciszał  i  wszelakie  zwyciężał  przygody.
Orfeus  morskie  burze  i  wodny  szturm  srogi,
Orfeus  umiał  błagać  rozgniewane  bogi
I  kiedy  we  złym  razie  do  wioseł  się  miała
Młódź  ochotna,  z  muzyki  jego  pochop  brała.
Raz  w  raz,  okiem  nie  dojrzeć,  w  wodę  uderzają,
Piany  się  kręcą,  krople  pod  niebo  pryskają,
Okręt  leci  podobny  bystrym  orlim  piórom.
A  kiedy  nadpływali  ku  Tysyskim  Górom,
Gdzie  kościół  starożytny  Artemidy  leży,
Żaden  tamtędy  żeglarz  cało  nie  przebieży,
Jeśli  pierwej  boginiej  darem  nie  ubłaga:
Każdego  tam  zakręci  nieprzebyta  flaga.
A  Orfeus  nie  złotem,  nie  drogimi  dary
Zmiękczył  jej  serce,  ale  dźwiękiem  swej  cytary,
Że  nie  tylko  gniewy  swe  morze  położyło,
Ale  i  ryb  rozlicznych  stada  widać  było,
Które  się  przy  okręcie  wkoło  zgromadzały,
Jakoby  wdzięcznych  jego  pieśni  słuchać  miały.
Tak  się  więc  za  pasterzem  w  pole  trzoda  sypie,
Kiedy  gra  na  piszczałce  lub  na  gęślach  skrzypie.
Potym  za  jego  radą  wysep  nawiedzili
Elektry  Atalanckiej  i  w  obrzędach  byli
Usty  nie  pomienionych;  on  im  też  objawił
Matkę  wszech  bogów  i  jej  cny  obraz  postawił
W  nabożnym  kraju  midskim,  i  obchody  strojne
Wymyślił,  i  rycerskiej  młodzi  tańce  zbrojne,
Za  co  ona  wszystkiemu  wojsku  chętna  była
I  swą  łaskawą  ręką  bieg  ich  prowadziła.
I  ty,  Apollo,  rymem  jego  uwielbiony,
Dodawałeś  im  w  każdej  potrzebie  obrony.
Strach  wspomnieć:  gdzie  się  Skały  Cyjańskie  rozwodzą,
A  znowu  w  ocemgnieniu  ku  sobie  przychodzą,
I  ptak  lotem  nie  umknie,  takim  uderzają
W  się  zapędem  i  na  proch  wszystko  pokrusząją.
Lecz  gdy  swoją  cytarą  Orfeus  łagodził,
Bezpiecznie  rączy  okręt  tamtędy  przechodził,
Bo  góry  rozstąpiono  jako  wryte  stały
I  jego  złotostronnej  muzyki  słuchały.
Ale  ani  żelazne  Wulkanowe  domy,
Ani  ognistej  Etny  trzaskające  gromy,
Ani  tak  straszna  Cyrce,  która  przyrodzenia
Człowiecze  w  nieme  twarzy  czarami  odmienia
I  chowa  na  łańcuchach  twardych  przykowane
Raz  w  wieprze,  raz  w  niedźwiedzie  męże  przedziałane,
Ani  Scylla,  co  cało  połyka  okręty,
Ani  Charybdys,  w  której  wrą  bystre  zakręty,
Nie  jest  tak  pracowitym  żeglarzom  szkodliwa,
Jako  port  pięknych  Syren  i  ludzkość  zdradliwa.
Uczona  Muzo,  coś  to  za  córy  spłodziła?
Bodajeś  była  raczej  nigdy  nie  zażyła
Darów  wdzięcznej  Wenery!  Z  ojca  serce  mają
Niestateczne,  a  z  ciebie,  że  pięknie  śpiewają.
Szkodliwsza  taka  zdrada,  która  jadowity
Umysł  pod  jedwabnymi  stówki  ma  zakryty.
Przetoż  się  ony  zawsze  nad  brzegiem  wieszają,
Pod  czas  w  lekkiego  ptaka  pióra  odmieniają.
A  kiedy  kto  nadpływa,  łagodnym  śpiewaniem
Wabią  ku  sobie  i  słów  cudnych  namawianiem:
„Do  nas,  do  nas,  cny  gościu,  tu  stań  w  porcie  wolnym!”
A  kto  się  raz  dostanie  ich  rękom  swowolnym,
W  takie  pęta,  w  takie  się  sidła  nędznik  wprawi,
Że  się  wiecznymi  czasy  stamtąd  nie  wybawi.
Pomiął  o  tym  Orfeus  i  naprzód  modłami
Wiatry  błagał,  że  okręt  bieżał  pod  żaglami.
Przy  tym  wszystkie  misterstwa,  wszystkie  swej  nauki
I  graniem,  i  śpiewaniem  wyprawował  sztuki.
Słuchał  Jazon,  młódź  insza  wokoło  słuchała,
A  cytara  Syreny  wszystkie  zagłuszała.
Na  koniec  same  z  brzegów  ucha  nadstawiały,
A  długo  za  okrętem  bieżącym  patrzały,
A  ten  prół  szumne  wody,  wiatr  go  z  tyłu  gonił.
Jeden  się  z  towarzystwa  tylko  nie  uchronił,
Battus  nie  barzo  mądry;  uwiodły  go  oczy
Do  białej  płci,  z  okrętu  nieborak  wyskoczy,
Puści  się  wpław,  a  ony  dłonie  wyciągają
Ku  niemu  i:  „Sam  do  nas!  sam  do  nas!”  -  wołają.
I  przyszedłby  był  nędznik  w  ręce  ich  złośliwe,
Ale  go  stamtąd  wiatry  odbiły  życzliwe,
Że  rad  nierad  wypłynął  na  lilibską  ziemię
I  tam  do  śmierci  mieszkał,  tam  zostawił  plemię.
A  ciebie  jako  wspomnieć,  Medea  niebogo?
Ach,  niestetyż,  nazbyteś  postąpiła  srogo!
Ojczyznęś  -  ach,  niestetyż!  -  i  ojca  zdradziła.
Acześ  wszystkiej  Grecyjej  dobrze  posłużyła,
Pochwalić  cię  nie  mogę.  Kto  boskiej  bojaźni
Zapomni,  tego  wieczne  prześladują  kaźni.
I  tyś  niewiele  wzięła  z  spraw  swoich  radości,
Raczej  okrutne  trwogi  i  ciężkie  żałości.
Jeśli-ć  kiedy  wesoło  słońce  zaświeciło,
Pewnie  cię  najweselsze  w  ten  czas  nawiedziło,
Kiedy  cię  nie  już  gościa,  już  oblubienicę
Dowiodły  Orfeowe  rymy  do  łożnice.
Taniec  egejskie  nimfy,  taniec  prowadziły,
Aliskie  i  meliskie  do  nich  się  łączyły.
Niedługo  się  ucieszy,  kto  ma  gniewne  bogi.
Dla  ciebie,  cna  królewno,  znowu  wicher  srogi
Uderzył;  już  Grecyja  przed  oczami  była,
Znowu  burza  w  obcy  kraj  okręt  zapędziła
I  wparła  na  libijskie  nieprzebyte  brody,
Gdzie  się  zmieszane  z  piaskiem  kręcą  mętne  wody.
A  nawy  abo  w  wirach  toną  ponurzone,
Abo  w  piaszczystym  mule  wiązną  pogrążone.
Jakiego  trudu,  jakiej  trwogi  tam  nie  było?
Aż  im  do  ostatniego  głodu  przychodziło.
Przychodziło  i  do  ostatniego  zwątpienia,
Że  wszyscy  pewni  byli  jawnego  zginienia.
Sam  tylko  Orfeus  był  serca  jednakiego,
Bo  dufał  mocnie  bogom,  a  oni  też  jego
Nie  ubliżali  łaską  swoją  stateczności.
A  gdy  już  zamierzony  kres  wszystkich  trudności
Nadchodził,  on  to  naprzód  podał  Jazonowi:
„Potrzeba  (prawi)  pokłon  oddać  Trytonowi.
W  jego  państwie  jesteśmy,  on  morzem  kieruje,
Ten  tylko  rad  pomaga,  kto  wdzięk  jaki  czuje”.
Natychmiast  chętny  Jazon  kosztownej  roboty
Oddał  mu  na  ofiarę  trzynóg  szczerozłoty.
A  Tryton  się  ukazał  jawnie  nad  wodami
I  okręt  z  piasków  zepchnął  własnymi  rękami,
I  wodzem  był,  i  drogą  beśpieczną  prowadził,
Aż  ich  na  pożądany  brzeg  grecki  wysadził.
Cóż  ja  czynię?  Nie  o  tym  zaczęła  się  mowa
Ani  tej  nocie  służy  chwała  Orfeowa,
Ale  ten  ma  obyczaj  piszczałka  ze  trzciny:
To  śpiewa,  co  przyniosą  do  języka  śliny.
Licydas
Co  często  jest  na  myśli,  toż  i  w  uściech  bywa:
Z  pełnego  (mówią)  serca  i  do  warg  upływa.
Znać,  że  ty  Orfeusa  częściej  miewasz  w  głowie,
Niżli,  czemu  się  z  sobą  tryksają  kozłowie.
Ale  my  dawnych  wieków  ludzie  pochwalajmy,
Wszakże  na  teraźniejszych  czasiech  przestawajmy.
Dobre  są  mądre  pieśni,  dobre  i  staranie
O  czym  inszym,  i  ludzkie  nie  złe  zachowanie.
Zajmijmy  bydło,  aby  szkody  nie  czyniło,
Barzo  się  ku  Stachowej  niwie  przybliżyło.



Íîâ³ òâîðè