Ñàéò ïîå糿, â³ðø³, ïîçäîðîâëåííÿ ó â³ðøàõ ::

logo

UA  |  FR  |  RU

Ðîæåâèé ñàéò ñó÷àñíî¿ ïîå糿

Á³áë³îòåêà
Óêðà¿íè
| Ïîåòè
Êë. Ïîå糿
| ²íø³ ïîåò.
ñàéòè, êàíàëè
| ÑËÎÂÍÈÊÈ ÏÎÅÒÀÌ| Ñàéòè â÷èòåëÿì| ÄÎ ÂÓÑ ñèíîí³ìè| Îãîëîøåííÿ| ˳òåðàòóðí³ ïðå쳿| Ñï³ëêóâàííÿ| Êîíòàêòè
Êë. Ïîå糿

 x
>> ÂÕ²Ä ÄÎ ÊËÓÁÓ <<


e-mail
ïàðîëü
çàáóëè ïàðîëü?
< ðåºñòðaö³ÿ >
Çàðàç íà ñàéò³ - 10
Ïîøóê

Ïåðåâ³ðêà ðîçì³ðó




Władysław Bełza

Ïðî÷èòàíèé : 153


Òâîð÷³ñòü | Á³îãðàô³ÿ | Êðèòèêà

Legenda o jaskółkach

Onego  czasu  —  o!  lat  już  mnogo  
Od  owej  chwili  przewiało,  
Żył  święty  starzec,  co  prawdy  drogą,  
Kroczył  odważnie  i  śmiało.  

Ze  słowem  bożem  na  drżących  ustach,  
Przebiegał  puszcze  i  jary,  
Jak  spotykany  ów  na  odpustach,  
Z  ewangielijką  dziad  stary.  

Z  wioski  do  wioski  starzec  sędziwy,  
Wędrował  pełen  ochoty;  
I  wszędzie  serca  ludzkiego  niwy,  
Uprawiał  pod  zasiew  cnoty.  

Raz  na  zachodzie,  gdy  uznojony  
Usiadł  pod  krzyżem  na  cieniu,  
By  pod  świętemi  jego  ramiony  
Spocząć  po  długiem  znużeniu;

Ujrzał  w  pobliżu  skupioną  w  tłumie,  
Gromadkę  dziatwy  ochoczej  ;  
I  na  nią  właśnie,  w  słodkiej  zadumie,  
Starzec  obrócił  swe  oczy.  

—  „Dziatwo  !  —  rzekł  do  nich:  rodzice  twoi,  
Dzień  cały  w  polu,  w  robocie;  
Któż  wam  tu  mówi,  maleńcy  moi,  
O  Bogu,  wierze  i  cnocie?  

Zbliżcie  się  do  mnie,  szczebiotki  hoże,  
Zbliżcie  się,  dziatki  kochane:  
Ja  wam  na  rozcież  niebo  otworzę,  
Odsłonię  prawdy  nieznane  !"  

I  myśląc,  że  ich  obrazkiem  znęci,  
Otworzył  księgę  stworzenia;  
I  począł  mówić,  jak  mówią  święci  —  
Głosem,  co  drżał  mu  z  natchnienia.  

Lecz  gdzie  tam  dzieci!...  Ich  starca  słowo  
Ani  to  grzeje  ni  ziębi;  
Pierzchły  z  chichotem,  wstrząsając  głową,  
Jak  stado  płochych  gołębi.  

I  nikt  nie  został  przy  starca  boku,  
Prócz  tego  krzyża  z  mogiły,  
I  dwóch  jaskółek,  co  się  w  obłoku,  
Goniąc  naprzemian,  ważyły.

Naraz  tych  dwoje  coraz  się  zniża,  
Coraz  opada,  opada...  
I  na  rozpięte  ramiona  krzyża,  
Z  głośnym  świegotem  usiada.  

Więc  starzec  do  nich  zwrócił  się  cały  
I  rzekł:  —  „Ptaszyny  serdeczne  !  
Gdy  nawet  dzieci  w  głos  się  rozśmiały,  
Gdym  głosił  prawdy  odwieczne:  

Wy  mnie  słuchajcie  !"  —  I  wnet  jaskółki  
Zaszczebiotały  radośnie...  
I  patrz,  już  całe  lecą  ich  pułki,  
Rzesza  wciąż  rośnie  i  rośnie.  

Nad  głową  starca,  jak  chmurka  lotna,  
Zawisły  ptaszki  wysoko...  
A  na  ten  widok  łezka  wilgotna,  
Wbiegła  starcowi  na  oko.  

I  mówił  do  nich:  jak  Bóg  je  żywi,  
W  jak  cudne  stroi  sukienki;  
Jak  są  ptaszkowie  wszyscy  szczęśliwi,  
I  jakie  winni  mu  dzięki...  

A  kiedy  skończył  słowa  natchnione,  
Rzekł  do  ptaszynek  tych  roju:  
„Ptaszki  wy  moje  błogosławione,  
Idźcie  już  teraz  w  pokoju!

A  że  z  was  równie  młodzi  jak  starzy,  
Poczciwy  przykład  powzięli:  
Przeto  przeklęty,  kto  się  poważy,  
Ścigać  was  w  niebios  topieli...  

Odtąd  bezpiecznie  bujajcie  wszędzie,  
Po  ziemi,  wodzie,  błękicie...  
Każda  z  was  wróżyć  dla  świata  będzie,  
Wiosnę  —  i  nowe  z  nią  życie.  

Pod  którąkolwiek  zajrzyjcie  strzechę,  
Wnet  tam  otucha  się  wzbudzi,  
Bo  Bóg  na  skrzydłach  waszych  pociechę,  
Posyłać  będzie  dla  ludzi!"  

Odtąd  jaskółka  —  posłaniec  Boży,  
Wszędzie  witaną  jest  rzewnie  ;  
A  gdzie  gniazdeczko  swoje  założy,  
Tam  szczęście  gościem  jest  pewnie  !"



Íîâ³ òâîðè