Ñàéò ïîå糿, â³ðø³, ïîçäîðîâëåííÿ ó â³ðøàõ ::

logo

UA  |  FR  |  RU

Ðîæåâèé ñàéò ñó÷àñíî¿ ïîå糿

Á³áë³îòåêà
Óêðà¿íè
| Ïîåòè
Êë. Ïîå糿
| ²íø³ ïîåò.
ñàéòè, êàíàëè
| ÑËÎÂÍÈÊÈ ÏÎÅÒÀÌ| Ñàéòè â÷èòåëÿì| ÄÎ ÂÓÑ ñèíîí³ìè| Îãîëîøåííÿ| ˳òåðàòóðí³ ïðå쳿| Ñï³ëêóâàííÿ| Êîíòàêòè
Êë. Ïîå糿

 x
>> ÂÕ²Ä ÄÎ ÊËÓÁÓ <<


e-mail
ïàðîëü
çàáóëè ïàðîëü?
< ðåºñòðaö³ÿ >
Çàðàç íà ñàéò³ - 1
Íåìຠí³êîãî ;(...
Ïîøóê

Ïåðåâ³ðêà ðîçì³ðó




Adam Mickiewicz

Ïðî÷èòàíèé : 170


Òâîð÷³ñòü | Á³îãðàô³ÿ | Êðèòèêà

Widzenie

Dźwięk  mię  uderzył  -  nagle  moje  ciało,

Jak  ów  kwiat  polny,  otoczony  puchem,

Prysło,  zerwane  anioła  podmuchem,

I  ziarno  duszy  nagie  pozostało.

I  zdało  mi  się,  żem  się  nagle  zbudził

Ze  snu  strasznego,  co  mię  długo  trudził.

I  jak  zbudzony  ociera  pot  z  czoła,

Tak  ocierałem  moje  przeszłe  czyny,

Które  wisiały  przy  mnie,  jak  łupiny

Wokoło  świeżo  rozkwitłego  zioła.

Ziemię  i  cały  świat,  co  mię  otaczał,

Gdzie  dawniej  dla  mnie  tyle  było  ciemnic,

Tyle  zagadek  i  tyle  tajemnic,

I  nad  którymi  jam  dawniej  rozpaczał,  -

Teraz  widziałem  jako  w  wodzie  na  dnie,

Gdy  na  nią  ciemną  promień  słońca  padnie.

Teraz  widziałem  całe  wielkie  morze,

Płynące  z  środka,  jak  ze  źródła,  z  Boga,

A  w  nim  rozlana  była  światłość  błoga.

I  mogłem  latać  po  całym  przestworze,

Biegać,  jak  promień,  przy  boskim  promieniu

Mądrości  bożej;  i  w  dziwnym  widzeniu

I  światłem  byłem,  i  źrenicą  razem.

I  w  pierwszym,  jednym,  rozlałem  się  błysku

Nad  przyrodzenia  całego  obrazem;

W  każdy  punkt  moje  rzuciłem  promienie,

A  w  środku  siebie,  jakoby  w  ognisku,

Czułem  od  razu  całe  przyrodzenie.

Stałem  się  osią  w  nieskończonym  kole,

Sam  nieruchomy,  czułem  jego  ruchy;

Byłem  w  pierwotnym  żywiołów  żywiole,

W  miejscu,  skąd  wszystkie  rozchodzą  się  duchy,

Świat  ruszające,  same  nieruchome:

Jako  promienie,  co  ze  środka  słońca

Leją  potoki  blasku  i  gorąca,

A  słońce  w  środku  stoi  niewidome.

I  byłem  razem  na  okręgu  koła,

Które  się  wiecznie  rozszerza  bez  końca

I  nigdy  bóstwa  ogarnąć  nie  zdoła.

I  dusza  moja,  krąg  napełniająca,

Czułem,  że  wiecznie  będzie  się  rozżarzać,

I  wiecznie  będzie  ognia  jej  przybywać;

Będzie  się  wiecznie  rozwijać,  rozpływać,

Rosnąć,  rozjaśniać,  rozlewać  się  -  stwarzać,

I  coraz  mocniej  kochać  swe  stworzenie,

I  tym  powiększać  coraz  swe  zbawienie.

Przeszedłem  ludzkie  ciała,  jak  przebiega

Promień  przez  wodę,  ale  nie  przylega

Do  żadnej  kropli:  wszystkie  na  wskroś  zmaca,

I  wiecznie  czysty  przybywa  i  wraca,

I  uczy  wodę,  skąd  się  światło  leje.

I  słońcu  mówi,  co  się  w  wodzie  dzieje.

Stały  otworem  ludzkich  serc  podwoje,

Patrzyłem  w  czaszki,  jak  alchymik  w  słoje.

Widziałem.  jakie  człek  żądze  zapalał,

Jakiej  i  kiedy  myśli  sobie  nalał,

Jakie  lekarstwa.  jakie  trucizn  wary

Gotował  skrycie.  A  dokoła  stali

Duchowie  czarni,  aniołowie  biali,

Skrzydłami  studząc  albo  niecąc  żary,

Nieprzyjaciele  i  obrońcy  duszni,

Śmiejąc  się,  płacząc  -  a  zawsze  posłuszni

Temu,  którego  trzymali  w  objęciu,

Jak  jest  posłuszna  piastunka  dziecięciu

Które  jej  ojciec,  pan  wielki,  poruczy,

Choć  ta  na  dobre,  a  ta  na  złe  uczy.



Íîâ³ òâîðè