Ñàéò ïîå糿, â³ðø³, ïîçäîðîâëåííÿ ó â³ðøàõ ::

logo

UA  |  FR  |  RU

Ðîæåâèé ñàéò ñó÷àñíî¿ ïîå糿

Á³áë³îòåêà
Óêðà¿íè
| Ïîåòè
Êë. Ïîå糿
| ²íø³ ïîåò.
ñàéòè, êàíàëè
| ÑËÎÂÍÈÊÈ ÏÎÅÒÀÌ| Ñàéòè â÷èòåëÿì| ÄÎ ÂÓÑ ñèíîí³ìè| Îãîëîøåííÿ| ˳òåðàòóðí³ ïðå쳿| Ñï³ëêóâàííÿ| Êîíòàêòè
Êë. Ïîå糿

 x
>> ÂÕ²Ä ÄÎ ÊËÓÁÓ <<


e-mail
ïàðîëü
çàáóëè ïàðîëü?
< ðåºñòðaö³ÿ >
Çàðàç íà ñàéò³ - 1
Ïåðñîíàëüíûé ×ÀÒ Oreol
Ïîøóê

Ïåðåâ³ðêà ðîçì³ðó




Rozmowa Mistrza Polikarpa ze śmiercią

Ïðî÷èòàíèé : 199


Òâîð÷³ñòü | Á³îãðàô³ÿ | Êðèòèêà

Rozmowa Mistrza Polikarpa ze śmiercią

Polikarpus,  tak  wezwany,
Mędrzec  wieliki,  mistrz  wybrany,
Prosił  Boga  o  to  prawie,
By  uźrzał  śmierć  w  jej  postawie.
Gdy  się  moglił  Bogu  wiele,
Ostał  wszech  ludzi  w  kościele,
Uźrzał  człowieka  nagiego,
Przyrodzenia  niewieściego,
Obraza  wieimi  skaradego,
Łoktuszą  przepasanego.
Chuda,  blada,  żołte  lice
Liści  się  jako  miednica;
Upadł  ci  jej  koniec  nosa,
Z  oczu  płynie  krwawa  rosa;
Przewiązała  głowę  chustą,
Jako  samojedź  krzywousta;
Nie  było  warg  u  jej  gęby,
Poziewając  skrzyta  zęby;
Miece  oczy  zawracając,
Groźną  kosę  w  ręku  mając;
Goła  głowa,  przykra  mowa,
Ze  wszech  stron  skarada  postawa  -
Wypięła  żebra  i  kości,
Groźne  siecze  przez  lutości.
Mistrz  widząc  obraz  skarady,
Żołte  oczy,  żywot  blady,
Groźne  się  tego  przelękną!,
Padł  na  ziemię,  eże  steknął.
Gdy  leżał  wznak  jako  wiła,
Śmierć  do  niego  przemowiła:
-  Czemu  się  tako  barzo  lękasz?
Wrzekomoś  zdrow,  a  [w]żdy  stękasz!
Pan  Bog  tę  rzecz  tako  nosił,
Iżeś  go  o  to  barzo  prosił,
Abych  ci  się  ukazała,
Wszytkę  swą  moc  wzjawiła;
Otoż  ci  przed  tobą  stoję,
Oglądaj  postawę  moje:
Każdemu  się  tak  ukażę,
Gdy  go  żywota  zbawię.
Nie  [lę]kaj  się  mię  tym  razem,
Iż  mię  widzisz  przed  obrazem;
Gdy  przyde,  namilejszy,  k  tobie,
Tedy  barzo  zeckniesz  sobie:
Zableszczysz  na  strony  oczy,
Eż  ci  z  ciała  pot  poskoczy;
Rzucęć  się,  jako  kot  na  myszy,
Aż  twe  sirce  ciężko  wdyszy.
Otchoceć  się  z  miodem  tarnek,
Gdyć  przyniosę  jadu  garnek  -
Musisz  ji  pić  przez  dzięki;
Gdy  pożywiesz  wielikiej  męki,
Będziesz  mieć  dosyć  tesnice,
Otbędziesz  swej  miłośnice.
Ostań  tego  wszech,  tobie  wiele,
Przez  dzięki  cię  z  nią  rozdzielę.
Mow  ze  mną,  boć  mam  działo,
Gdy  o  się  ze  mną  mowić  chciało;..
 
Magister  respondit:
Mistrz  przemowił  wielmi  skromnie:
Lęknąłem  się,  eż  nic  po  mnie.
Ta  mi  rzecz  barzo  niemiła,
Iżeś  mię  tako  postraszyła;
By  była  co  przykrego  przemowiła,
Zerwałaby  się  we  mnie  każda  żyła;
Nagle  by  mię  umorzyła
I  duszę  by  wypędziła.
Proszę  ciebie,  ostąp  mało,
Boć  nie  wiem,  coć  mi  się  stało:
Mgleję  wszytek  i  bladzieję.
Straciłem  zdrowie  i  nadzieję;
Racz  rzucić  od  siebie  kosę,
Ać  swoję  głowę  podniosę!
 
Mors  dicit:
Darma,  mistrzu,  twoja  mowa,
Tegom  ci  uczynić  nie  gotowa;
Dzirżę  kosę  na  reistrze,
Siekę  doktory  i  mistrze,
Zawżdy  ją  gotową  noszę,
Przez  dzięki  noclegu  proszę.
Wstań  ku  mnie,  możesz  mi  wierzać,
Nie  chcęć  się  dzisia  zniewierzać!
 
Wstał  mistrz  jedwo  lelejąc  się,
Drżą  mu  nogi,  przelęknął  się.
 
Magister  dicit:
Miła  Śmierci,  gdzieś  się  wzięła,
Dawno  liś  się  urodziła?
Rad  bych  wiedział  do  ostatka,
Gdzie  twoj  ociec  albo  matka.
 
Mors  dicit:
Gdy  stworzył  Bog  człowieka,
Iżby  był  żyw  eż  do  wieka,
Stworzył  Bog  Jewę  z  kości
Adamowi  ku  radości.
Dał  jemu  moc  nad  źwierzęty,
By  panował  jako  święty;
Podał  jemu  ryby  z  morza
Chcąc  go  zbawić  wszego  gorza;
Polecił  mu  rajskie  sady
Chcąc  ji  zbawić  wszej  biady.
To  wszytko  w  jego  moc  dał,
Jedno  mu  drzewo  zakazał,
By  go  owszejki  nie  ruszał
Ani  się  na  nie  pokuszał,
Rzeknąc  jemu:  "Jedno  ruszysz,
Tedy  pewno  umrzeć  musisz!"
Ale  zły  duch  Jewę  zdradził,
Gdy  jej  owoc  ruszyć  radził.
Ewa  się  ułakomiła,
Śmiałość  uczyniła;
W  ten  czas  się  ja  poczęła;
Gdy  Ewa  jabłko  ruszyła;
Adamowi  jebłka  dała,
A  ja  w  onem  jebłk[u]  była.
Adam  mię  w  jebłce  ukusił,
Przeto  przez  mię  umrzeć  musił;
W  tem  Boga  barzo  obraził,
Wszytko  swe  plemię  zaraził.
 
Magister  dicit:
Mila  Śmirci,  racz  mi  wzjewić,
Przecz  chcesz  ludzie  żywota  zbawić,
Czemu  twą  łaskę  stracili.
Zać  co  złego  uczynili!
Chcem  do  ciebie  poczty  nosić,
Aby  się  dała  przeprosić;
Dał  bych  dobry  kołacz  upiec,
Bych  mogł  przed  tobą  uciec.
 
Mors  dicit:
Chowaj  sobie  poczty  swoje,
Rozdrażnisz  mię  tyle  dwoje!
W  pocztach  ci  ja  nie  korzyszczę,
Wszytki  w  żywocie  zaniszczę.
Chcesz  li  wiedzieć  statecznie,
Powiem  tobie  przezpiecznie:
Stworzyciel  wszego  stworzenia
Pożyczył  mi  takiej  mocy,
Bych  morzyła  we  dnie  i  w  nocy.
Morzę  na  wschod,  na  południe,
A  umiem  to  działo  cudnie;
Od  połnocy  do  zachodu
Chodzę  nie  pytając  brodu
Toć  me  nawięcsze  wiesiele,
Gdy  mam  morzyć  żywych  wiele;
Gdy  się  jimę  z  kosą  plęsać,
Chcę  jich  tysiąc  pokęsać.
Toć  jest  mojej  mocy  znamię  -
Morzę  wszytko  ludzskie  plemię:
Morzę  mądre  i  też  wiły,
W  tym  skazuję  swoje  siły;
I  chorego,  i  zdrowego,
Zbawię  żywota  każdego;
Lubo  stary,  lubo  młody,
Każdemu  ma  kosa  zgodzi;
Bądź  ubodzy  i  bogaci,
Szwytki  ma  kosa  potraci;
W[o]jewody  i  czestniki,
Wszytki  świecskie  miłostniki,
Bądź  książęta  albo  grabie,
Wszytki  ja  pobierze  k  sobie.
Ja  z  krola  koronę  semknę,
Za  włosy  j  i  pod  kosę  wemknę;
Też  bywam  w  cesarskiej  sieni,
Zimie,  lecie  i  w  jesieni.
Filozof  y  i  gwiazdarze,
Wszytki  na  swej  stawiam  sparze  -
Rzemieślniki,  kupce  i  oracze,
Każdy  przed  mą  kosą  skacze;
Wszytki  zdradźce  i  lifniki
Zostawię  je  nieboszczyki.
Karczmarze,  co  źle  piwa  dają,
Nie  często  na  mię  wspominają;
Jako  swe  miechy  natkają,
W  ten  czas  mą  kosę  poznają;
Kiedy  nawiedzą  mą  szkołę,
Będę  jem  lać  w  gardło  smołę.
Jedno  się  poruszę,
Wszytki  nagle  zdawić  muszę:
Naprzod  zdawię  dziewki,  chłopce,
Aż  się  chłop  po  sircu  smiekce.
Ja  zabiła  Golijasza,
Annasza  i  Kaifasza;
Ja  Judasza  obiesiła
I  dwu  łotru  na  krzyż  wbiła;
Alom  kosy  naruszyła,
Gdym  Krystusza  umorzyła,
Bo  w  niem  była  Boska  siła.
Ten  jeden  mą  kosę  zwyciężył,
Iż  trzeciego  dnia  ożył...
Duchownego  i  świecskiego,
Zbawię  żywota  każdego,
A  każdego  morzę,  łupię,
O  to  nigdy  nie  pokupię:
Kanonicy  i  proboszcze
Będą  w  mojej  szkole  jeszcze,
I  plebani  z  miąszą  szyją,
Jiżto  barzo  piwo  piją,
I  podgardłki  na  pirsiach  wieszają;
Dobre  kupce,  roztocharze
Wszytki  moja  kosa  skarze;
Panie  i  tłuste  niewiasty,
Co  sobie  czynią  rozpasty,
Mordarze  i  okrutniki,
Ty  posiekę  nieboszczyki;
Dziewki,  wdowy  i  mężatki
Posiekę  je  za  jich  niestatki;
Szlachcicom  bierzę  szypy,  tulce,
A  ostawiam  je  w  jenej  koszulce;
Żaki  i  dworaki,
Ty  posiekę  nieboraki;
Wszytki,  co  na  ostre  gonią,
Biegam  za  nimi  z  pogonią;
Kto  się  rad  ku  bitwie  miece,
Utnę  mu  rękę  i  piece,
Rozdzielę  ji  z  swoją  miłą,
A  ostawię  ji  prawym  wiłą;
Chcę  mu  sama  trafić  włosy,
Iże  zmieni  głosy...
Morzę  sędzię  i  podsędki,
Zadam  j  im  wielikie  smętki.
Gdy  swą  rodzinę  sądzą,
Często  na  skazaniu  błądzą;
Ale  gdy  przydzie  sąd  Boży,
Sędzia  w  miech  piszczeli  włoży  -
Już  nie  pojedzie  na  roki,
Czyniąc  niesprawnie  otwłoki,
Co  przewracał  sądy  wierne,
Bierząc  winy  nieumierne,
Bierząc  od  złostnikow  dary,
Sprawiając  jich  niewiery  -
To  wszytko  będzie  wzjawiono
I  ciężko  pomszczono.  (...)
Jen  ma  grody  i  pałace,
Każdy  przed  mą  kosą  skacze;
By  też  miał  żelazna  wrota,
Nie  ujdzie  ze  mną  kłopota.
Wszytki  sobie  za  nic  ważę,
Z  każdego  duszę  wydłażę:
Stoić  za  mało  papież
I  naliszszy  żebrak  takież,
Kardynali  i  biskupi  -
Zadam  jim  wielikie  łupy,
Pogniatam  ci  kanoniki,
Proboszcze,  sufragany,
Ani  mam  o  to  przygany;
Wszytki  mnichy  i  opaty
Posiekę  przez  zapłaty.
 
Dobrzy  mniszy  się  nic  boją,
Ktorzy  żywot  dobry  mają;
Acz  mą  kosę  poznają,
Ale  się  jej  nie  lękają;
To  wszytlkim  dobrem  pospolno  -
Jidą  przed  mą  kosą  rowno,
Bo  dobremu  mało  pbici,
Acz  umrze,  nic  nie  straci:
Pozbędzie  świecskicj  żałości,
Pojdzie  w  niebieskie  radości;
Prosty  mnich  w  niebo  ciągnie,
A  żadny  mu  nie  przeciągnie;
Wziął  od  wszytkich  wzgardzenie,
Świeczszczy  mu  się  naśmiewali,
Za  prawego  ji  wiłę  mieli;
Ale  gdy  przydzie  dzień  sądny,
Gdzie  się  nic  skryje  żadny,
Uźrzą  mądrzy  tego  świata,
Iż  dobra  boska  odpłata;
Chowali  tu  żywot  swoj  ciasno,
Albo  jich  sirca  nad  słońce  jasno;
Jidą  w  niebieskie  radości,
A  nie  w  piekielne  żałości.
Co  nam  pomogło  odzienie
Albo  obłudne  jimienie,
Cośmy  się  w  niem  kochali,
A  swe  dusze  za  nie  dali?
Przeminęło  jak  obłoki,
A  my  jidziem  przez  otwłoki.
Jinako  morzę  złe  mnichy,
Ktorzy  mają  zakon  lichy,
Co  z  klasztora  uciekają,
A  swej  wolej  pożywają.
Gdy  mnich  pocznie  dziwy  stroić,
Nikt  go  nie  może  ukoić;
Kto  chce  czynić  co  na  świecie,
Zły  mnich  we  wszytko  się  miece.
Jestli  wsiędzie  na  szkapicę,
Wetknie  za  nadrę  kapicę,
Zawodem  na  koniu  wraca,
A  często  kozielce  przewraca.
Kiedy  mnich  na  koniu  skacze,
Nie  weźrzałby  na  nalepsze  kołacze;
Umaże  się  jako  wiła,
Wżdy  mu  ta  rzecz  barze  miła.
Gdy  piechotą  jimie  biegać,
Muszę  mu  naprzod  zabiegać.
Azaż  ci  ji  czarci  niosą,
Jedwo  ji  pogonię  z  kosą!
Nie  dba,  iż  go  kijem  biją,
Zawod  biega  z  krzywą  użyją;
A  drugdy  mu  zbiją  plece,
A  wżdy  się  w  niem  coś  złego  miece  -
A  wżdy  za  niem  biegać  muszę,
Aż  z  niego  wypędzę  duszę.
Mowię  to  przez  kłamu  wierę,
Dam  ji  czartom  na  ofierę.
Kustosza  i  przeora
Wezmę  je  do  swego  dwora;
Z  opata  sejmę  kapicę,
Dam  komu  na  nogawicę;
Z  skaplerza  będą  pilśnianki,
Suknia  będzie  pachołkom  na  lanki;
Odejmę  mu  torłop  kun  i,
A  nie  wiem,  gdzie  się  okuni;
Odejmę  mu  kożuch  lisi
I  płaszcz,  co  nazbyt  wisi.
Koniecznie  mu  sejmę  infułę
I  dam  za  szyję  poczpułę.
 
Magister  dicit:
Chcę  cię  pytać,  Śmirci  miła,
By  mię  tego  nauczyła:
Panie,  co  czystość  chowają,
Jako  się  u  Boga  mają?
 
Mors  respondit:
Azaś  nie  czytał  świętych  żywota,
Co  mieli  ciężkie  kłopoty:
Jako  panny  mordowano,
Sieczono  i  biczowano,
Nago  zwłoczono,  ciało  żżono
I  pirsi  rzezano  -
Potem  do  ciemnice  wiedziono,
Niektore  głodem  morzono,
Potem  w  powrozie  wodzono,
Okrutnemi  dręcząc  mękami,
Targano  je  osękami.
Ja  się  temu  dziwowała,
Gdym  w  nich  tę  śmiałość  widziała:
Dziwno  jest  nie  dbać  okrutności,
Cirzpiąc  tak  ciężkie  boleści...



Íîâ³ òâîðè