Ñàéò ïîå糿, â³ðø³, ïîçäîðîâëåííÿ ó â³ðøàõ ::

logo

UA  |  FR  |  RU

Ðîæåâèé ñàéò ñó÷àñíî¿ ïîå糿

Á³áë³îòåêà
Óêðà¿íè
| Ïîåòè
Êë. Ïîå糿
| ²íø³ ïîåò.
ñàéòè, êàíàëè
| ÑËÎÂÍÈÊÈ ÏÎÅÒÀÌ| Ñàéòè â÷èòåëÿì| ÄÎ ÂÓÑ ñèíîí³ìè| Îãîëîøåííÿ| ˳òåðàòóðí³ ïðå쳿| Ñï³ëêóâàííÿ| Êîíòàêòè
Êë. Ïîå糿

 x
>> ÂÕ²Ä ÄÎ ÊËÓÁÓ <<


e-mail
ïàðîëü
çàáóëè ïàðîëü?
< ðåºñòðaö³ÿ >
Çàðàç íà ñàéò³ - 1
Ïîøóê

Ïåðåâ³ðêà ðîçì³ðó




Julian Ursyn Niemcewicz

Ïðî÷èòàíèé : 164


Òâîð÷³ñòü | Á³îãðàô³ÿ | Êðèòèêà

Brat i siostra

Bajka polityczna


Gdzie  huczne  zwiedzając  morze,  
Kupiec  żaglem  wiatry  porze,  
Na  wyspie  jednej  spokojnej  
Mieszkał  naród  znamienity,  
Naród  od  natury  hojnej  
We  wszystkie  dary  obfity,  
A  nadto,  w  czym  jest  tak  skąpym  los  srogi,  
Dał  mu  wolności  dar  drogi.  
Była  to  wyspa  szczęśliwa!  
Lecz  jak  i  w  wolnych  krajach  często  bywa,  
Kto  zręcznie  umiał  ludowi  dogodzić,  
Mógł  na  potem  ludem  wodzić,  
Tak  się  w  tej  wyspie  zdarzyło.  
Niewiasta  jedna  nadobna,  
Zręczna,  obrotna,  sposobna,  
Do  tego  przyszła  swą  siłą,  
Że  jęła  rządzić  narodem.  
Sławna  była  dawnym  rodem,  
Uczony  jej  dzieła  chowa,  
Znana  w  Atenach  i  Rzymie,  
Wszędzie  wolność  czci  jej  imię  -  
Nazywała  się  Wymowa.  
Postać  nadobna  i  w  łudzącej  twarzy  
Ogień  z  słodyczą  się  żarzy.  
Chciwa  ozdoby,  i  zimą,  i  latem  
Nie  dość,  że  skronie  uwieńczała  kwiatem,  
Do  wdzięków,  co  jej  natura  
Hojną  dłonią  udzieliła,  
Ona  jeszcze  pawie  pióra  
Dla  ozdoby  przyczyniła.  
Suknie  nosiła  świecące;  
Bardziej  dla  celu  niż  wdzięku  
Trzymała  w  obydwóch  ręku  
Dwie  pochodnie  gorejące,  
Nie  żeby  nimi  umysły  oświecać,  
Lecz  żeby  pożary  wzniecać  
A  tak  w  wytwornej  postaci,  
Przez  słodkie  oczu  spojrzenie  
Na  zgromadzonych  współbraci  
Puszcza  wdzięcznych  słów  strumienie:  
Długo  głupi  i  uczony  
Słodkim  brzmieniem  omamiony,  
Od  wielu  widząc  popartą,  
Słuchał  ją  z  gębą  otwartą.  
Bóg  wie,  jak  silną  stała  się  jej  władza:  
Sama  wszystkiemu  zaradza,  
Tym  podchlebia,  tych  zasmuca,  
Na  tych  kwiatami  rzuca,  
Wśrzód  ślepej  zapalczywości  
Nieraz  gniewem  uniesiona  
Własne  rodziera  wnętrzności.  
Tak  gdy  niepowściągniona  
–  Czyli  to  jaka  choroba,  
Czy  rozumiała,  że  się  to  podoba  –  
I  gada  zawsze,  i  gada,  
I  kiedy  cała  gromada  
Na  wszystkie  potrzeby  głucha,  
Nic  nie  robi,  tylko  słucha,  
Ustała  wszelka  robota,  
Budowy  na  pół  wzniesione  
Zostały  nie  dokończone,  
Bo  zawsze  wymowna  Cnota  
Wolała  gadać  jak  czynić  
I  mniej  zachęcać  jak  winić.  
Już  się  rok  schylał  do  końca,  
Jako  rzesza  próżnująca,  
Niepomna  ważnych  widoków,  
Godzinopłynnych  słuchała  potoków.  
Na  koniec  los  szczęśliwy  otworzył  im  oczy:  
Poznali,  że  chcąc  ludźmi  dobrze  władać,  
Nie  dosyć  jest  tylko  gadać,  
Że,  gdy  się  z  słowy  skutek  nie  jednoczy,  
Z  najprzyjemniejszą  wymową  
Często  można  podrwić  głową,  
Zaczęli  więc  myśleć  wielce,  
Przydać  kogo  rządzicielce.  
W  tejże  wyspie,  z  drugiej  strony  
Mieszkał  w  zaciszy  szczęśliwej  
Cnej  Wymowy  brat  rodzony.  
Nie  znał  żądzy  świegotliwej,  
Stały  w  sercu,  w  słowach  skromny,  
Nikczemnych  uraz  niepomny,  
Lubił  jasność  i  porządek,  
I  nazywał  się  Rozsądek.  
Bardziej  powolny  niż  ostry,  
Z  daleka  patrzał  na  szaleństwa  siostry.  
Zrazu  zbawienne  chciał  jej  dawać  rady,  
Ale  naród  zapalony  
Wraz  go  posądził  o  zdrady,  
Z  wzgardą  został  odrzucony,  
Lecz  prędki  tryumf  go  czekał:  
Gdy  się  bowiem  czas  odwlekał,  
Skutki  próżnego  gadania  
I  ustawnego  słuchania  
Do  tego  lud  ten  przywiodły,  
Że  z  pokornymi  modły  
Przyszedł  Rozsądku  prosić,  
Żeby  go  bronił  od  zguby  
I  nie  chcąc  więcej  błędów  siostry  znosić,  
Wprawił  rzeczy  w  ścisłe  kluby.  
Dobra  ojczyzny  pragnący,  
Podjął  się  usług  skwapliwie,  
I  by  duch  wszystko  palący  
Mógł  umiarkować  szczęśliwie  
I  z  siostrą  zaradzać  zgodnie,  
Zostawił  jej  świetne  szaty  
I  pawie  pióra,  i  kwiaty,  
Ale  odebrał  pochodnie.  
Tak  brat  z  siostrą  wspólnych  darów,  
Gdy  używa  dla  ojczyzny,  
Nie  było  więcej  pożarów,  
Zgoiły  się  dawne  blizny  
I  wyspa  pokój  zyskała:  
Nikt  się  już  więcej  nie  wadził,  
Słodka  Wymowa  serca  poruszała,  
Ale  umysły  Rozsądek  prowadził.


Íîâ³ òâîðè