Ñàéò ïîå糿, â³ðø³, ïîçäîðîâëåííÿ ó â³ðøàõ ::

logo

UA  |  FR  |  RU

Ðîæåâèé ñàéò ñó÷àñíî¿ ïîå糿

Á³áë³îòåêà
Óêðà¿íè
| Ïîåòè
Êë. Ïîå糿
| ²íø³ ïîåò.
ñàéòè, êàíàëè
| ÑËÎÂÍÈÊÈ ÏÎÅÒÀÌ| Ñàéòè â÷èòåëÿì| ÄÎ ÂÓÑ ñèíîí³ìè| Îãîëîøåííÿ| ˳òåðàòóðí³ ïðå쳿| Ñï³ëêóâàííÿ| Êîíòàêòè
Êë. Ïîå糿

 x
>> ÂÕ²Ä ÄÎ ÊËÓÁÓ <<


e-mail
ïàðîëü
çàáóëè ïàðîëü?
< ðåºñòðaö³ÿ >
Çàðàç íà ñàéò³ - 9
Ïîøóê

Ïåðåâ³ðêà ðîçì³ðó




Tadeusz Gajcy

Ïðî÷èòàíèé : 130


Òâîð÷³ñòü | Á³îãðàô³ÿ | Êðèòèêà

Opowieść z innego świata

Śnieg  jak  posąg  ramionami  trzymał  
chmury  kredkę  i  wychodził  świat  
długi  bardzo  jak  rzeka  lub  szyna  
w  drzewach  krągłych  jak  paciorkach  lamp.  

Woda  ciekła,  gdy  cedrową  arką  
jak  zabawką  –  człowiek  świat  nawiedził  
i  leżące  pod  ziemią  w  letargu  
budził  rysie,  sarny  i  niedźwiedzie.  

Potem  palcem  wskazującym  dotknął  
piersi  własnej  otulonej  liściem  
i  wywołał  z  niej  dobrą  samotność  
i  łzę  pierwszą  na  ciemny  policzek.  

Ptactwo  nieme  dotychczas  jak  ogród  
zwolnił  z  łodzi,  kwiat  ulepił  z  mułu  
i  cień  trysnął  spod  ziemi,  gdy  w  mroku  
dotknął  nieba  szumiącej  kopuły.  

Świergotał  śnieg  już  prędzej,  
góry  przenosił  i  las,  
a  on  oczy  dziękczynne  jak  ręce  
wtapiał  milcząc  w  wyblakły  czas.  

Przerażony  zarysem  tylko  
głębi  mocnej,  co  ciałem  targa,  
grudki  serca  zielonym  motylom  
pozazdrościł  zgubiony  w  barwach.  

Nie  mógł.  Słowem  tę  przepaść  mierzył,  
wiosło  skruszył  o  fali  skręt,  
kiedy  w  górze  jak  okręt  lub  zwierzę  
zawarczała  smolista  brew.  

Zwarte  czoło  jak  proporzec  podniósł,  
a  już  grom  szedł  po  dźwięcznych  kamieniach  
i  z  łaskawej  podawał  mu  dłoni  
słodki  napój  i  tym  go  napełniał.  

Po  raz  pierwszy  ramion  dwojga  ster  
ciął  powietrze  bluźnierczo,  i  nogi  
jak  łuk  bramy  zaryły  się  w  krę  
ziemi,  której  zwiastowano  ogień.


Íîâ³ òâîðè