Ñàéò ïîå糿, â³ðø³, ïîçäîðîâëåííÿ ó â³ðøàõ ::

logo

UA  |  FR  |  RU

Ðîæåâèé ñàéò ñó÷àñíî¿ ïîå糿

Á³áë³îòåêà
Óêðà¿íè
| Ïîåòè
Êë. Ïîå糿
| ²íø³ ïîåò.
ñàéòè, êàíàëè
| ÑËÎÂÍÈÊÈ ÏÎÅÒÀÌ| Ñàéòè â÷èòåëÿì| ÄÎ ÂÓÑ ñèíîí³ìè| Îãîëîøåííÿ| ˳òåðàòóðí³ ïðå쳿| Ñï³ëêóâàííÿ| Êîíòàêòè
Êë. Ïîå糿

 x
>> ÂÕ²Ä ÄÎ ÊËÓÁÓ <<


e-mail
ïàðîëü
çàáóëè ïàðîëü?
< ðåºñòðaö³ÿ >
Çàðàç íà ñàéò³ - 12
Ïîøóê

Ïåðåâ³ðêà ðîçì³ðó




Maria Konopnicka

Ïðî÷èòàíèé : 209


Òâîð÷³ñòü | Á³îãðàô³ÿ | Êðèòèêà

Chłopskie Serce

W  tłumie,  na  mrozie  stanęła  pod  ścianą,
Okryta  starą,  mężowską  sukmaną.
Posępna  rzecz  jest  ta  siwa  siermięga,
Przesiąkła  potem  i  łzami  i  zdarta
Na  zgiętym  w  pracy  i  niedoli  grzbiecie
Nędzarza,  który  nigdy  z  ciemności  nie  sięga
Do  światła  żadną  ożywczą  nadzieją...
I  smętna  rzecz  jest,  i  zadumy  warta,
I  sama  w  sobie  taka  żałośliwa,
Jakby  nie  łachman,  ale  rana  żywa
Na  narodowym  ciele  się  krwawiąca...
Kiedyś,  gdy  wichry  i  burze  przewieją
I  rozbłękitni  się  w  sobie  wiek  słońca,
O  tej  siermiędze  mówić  będą  w  świecie
I  zwać  jej  dzieje  ludu  epopeją...
I  może  wtedy  nawet  my,  my  sami,
Wśród  narodowych  skarbów  i  pamiątek
Ten  nędzny,  zgrzebny,  poszarpany  szczątek
Chować  będziemy  –  i  oblewać  łzami!

Pół  dnia  już  stała  tak,  nieporuszona,
Bezwładnie  oba  zwiesiwszy  ramiona,
Patrząc  upornie  na  gmach,  kędy  w  sali
Rekrutów  strzygli  i  mundurowali,
W  ręku  ubogi  węzełek  trzymała  –
Chudoba  syna,  mizerna  i  licha...
Twarz  jej  wygasła,  pożółkła,  zmartwiała,
Jak  pustka  była  posępna  i  cicha,
I  tylko  usta  zacięte,  drgające,
Jakiś  krzyk  duszy  zdradzały  ogromny,
Co  mógł  wybuchnąć  dziki,  nieprzytomny,
I  bić  w  niebiosa,  i  wstrząsać  to  słońce,
Co  bezpromienną  i  zimną  swą  głowę
Ukryło  kędyś  za  chmury  śniegowe.

Sąsiad  przemówił  do  niej:  "Pochwalony!  "
Odrzekła  na  to  jękiem  jakimś  głuchym...
Pierś  jej  w  śmiertelnej  podniosła  się  męce
I  znowu  wzrokiem  błyszczącym  i  suchym
Patrzyła  na  drzwi  zamknięte,  przed  siebie.
O,  pochwalony!  O.  błogosławiony
Bądź  Ty  mi,  Chryste,  co  przebite  ręce
Rozciągasz  ponad  wieśniacze  zagony
Z  przydrożnych  krzyżów!  Tyś  jest  Bóg  nędzarzy!
Ty  liczysz  kędyś  w  błękitnym  swym  niebie
Wszystkie  gryzące  łzy  troski  i  bólu,
Co  żłobią  bruzdy  wśród  zwiędłych  tych  twarzy...
O!  pochwalony  bądź,  boleści  Królu!

Z  trzaskiem  otwarto  drzwi  sali:  w  natłoku
On  jeden  tylko  jest  widny  jej  oku...
Jej  Jasiek!...  Dziwne  spostrzega  odmiany:
Jakieś  odblaski  tragiczne,  surowe
Padły  już  na  tę  obnażoną  głowę,
Którą  dziś  jeszcze  ocieniał  włos  lniany...
Klasnęła  w  dłonie  i  w  oczy  mu  patrzy.
Podszedł  w  milczeniu.  Był  gibszy  i  bladszy,
A  łzy,  co  kędyś  pod  sercem  zaległy,
Wielkie  i  słone  po  licach  mu  zbiegły...
"O  matko!  "  –  "Nie  płacz!  Pan  Jezus  przemieni...
Tyś  głodny;  weź  to,  posil  się  na  drogę...  "
Chleb  mu  podała:  wyjął  nóż  z  kieszeni,
Odkroił  kęsek  i  szepnął:  "Nie  mogę!
Nie  mogę,  matko,  sam!  "  –  Jak  chusta  zbladła,
Lecz  rozłamała  chleb  –  i  z  synem  jadła.

A  wtem  wydano  ostatnie  rozkazy.
Marsz  zabrzmiał.  Jakieś  zmieszane  obrazy
Łąk,  pól  i  lasów,  i  chaty,  i  wioski
Powiały  razem  z  dźwiękami  tej  nuty...
–  Hej!...  nie  zobaczyć  już  tego  w  żołnierce!  -
Powstał  zgiełk,  lament...  Jaśka  tylko  matka
Bez  łzy,  bez  skargi  trwała  do  ostatka,
Zwróciwszy  oczy  smutne,  pełne  troski,
Na  drogę,  którą  iść  miały  rekruty...
Nagle,  jak  gdyby  zawiodła  ją  siła,
Syna  rękoma  za  piersi  chwyciła...
"Dziecko!..."  krzyknęła  raz  tylko  i  zbladła,
I  zatoczyła  się  –  i  martwa  padła...
Mówiono,  że  jej  pękło  chłopskie  serce.


Íîâ³ òâîðè